Wypowiedzi

Schmeichel o kulisach swojego transferu do United

Legendarny Peter Schmeichel podzielił się z MUTV kulisami swojego transferu do Manchesteru United, który doszedł do skutku niemal 30 lat temu.

Schmeichel reprezentował wtedy barwy Brondby Kopenhaga, wcześniej upadły oficjalne negocjacje Manchesteru United z jego macierzystym klubem. Poszło o kwotę transferu. Sfrustrowany Duńczyk nie dostał szansy sprawdzenia się w Anglii, ale postanowił przekuć ową frustrację w motywację i stać się jeszcze lepszym

– Kiedy dowiedziałem się, że negocjacje upadły, byłem sfrustrowany, czułem, że przegapiłem swoją życiową szansę. Ale postanowiłem, że po prostu wykreuję sobie kolejną. Ciężko pracowałem i zasuwałem, by być jeszcze lepszym. Chciałem, by United wrócił po mnie, po jeszcze lepszą wersję mnie – powiedział Schmeichel.

– Dwa miesiące później zostałem poproszony przez agenta, żebym przyszedł do domu jego asystenta w Danii. Poszedłem tam, a tam Alex Ferguson. Nie znałem go wcześniej. Widywałem go, ale nie znałem osobiście. Miał wtedy ciężki okres, dużo mówiło się o jego zwolnieniu. On specjalnie poleciał rankiem do Kopenhagi, przyszedł do tego domu, żeby mi tylko powiedzieć „Chcemy Cię, jestem zdecydowany. Wrócimy po Ciebie w lecie, choćby nie wiem co.” Rozmowa miała miejsce we wrześniu, więc taka deklaracja robiła wrażenie. „Rób dalej dobrą robotę, pracuj i rozwijaj się, widzimy się w lecie.” Uścisnął mi dłoń i pognał z powrotem na lotnisko!

– Te słowa dały mi nadzieję i motywację, świadomość, że ktoś na Ciebie liczy i na Ciebie czeka zawsze daje dodatkowego kopa. Dodało mi to energii na resztę sezonu. Miałem wtedy bardzo dobry rok, szczerze, rozwinąłem się wtedy o jakieś 30% w ciągu jednego sezonu, a to wszystko dzięki trenerowi Mortenowi Olsenowi. Rozumiał moją sytuację i cały czas mnie wspierał. Wiedział, że taki transfer to marzenie każdego chłopaka. 

– Przyszedłem w maju, przekonany, że wreszcie podpiszę ten kontrakt. Ten wielki moment. Wyobraziłem to sobie zupełnie normalnie, siądziemy, złożę podpis, parę zdjęć, uśmiechów, uścisków dłoni i tyle. Ale było inaczej. Prezes klubu, Martin Edwards zaprosił mnie i oprowadził po muzeum klubu, dokładnie i precyzyjnie, poszliśmy w każdy kąt. Chciał, żebym był w pełni świadomy, do jakiego klubu dołączam i czego się ode mnie oczekuje. Patrzył na mnie przez cały czas, chciał mieć pewność, że nie lekceważę dziedzictwa tego klubu. Wiedziałem, że jedno moje krzywe spojrzenie może sprawić, że ten człowiek się po prostu rozmyśli. Po wszystkim wykonaliśmy formalności – dodał Peter.

0 0 votes
Article Rating
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
X