Roy Keane wyznaje, że nie miał zbyt wiele wspólnego z nową generacją piłkarzy, która trafiła do United pod koniec jego kariery. Chodzi mu między innymi o Wayne’a Rooneya, Rio Ferdinanda czy Johna O’Shea.
Keane miał styczność z wieloma zawodnikami, podczas swojego 12-letniego pobytu w United. Teraz jednak Roy przyznaje, że nie nadawał na tych samych falach co nowa i młodsza generacja piłkarzy, która trafiła na Old Trafford, u schyłku jego kariery.
– Szatnia zmienia się non-stop. To normalne i nieuniknione, zawsze są transfery wychodzące i przychodzące. Młodzi są potrzebni i muszą wchodzić do drużyny. Muszę jednak przyznać, że kiedy zbliżałem się końca mojej kariery, do drużyny trafiali piłkarze, z którymi nie miałem wiele wspólnego. Nie nadawaliśmy na tych samych falach. Do szatni weszli Wayne, Rio, O’Shea czy Flechter. To normalne, że zmiany pokoleniowe dotyczą również piłki, nigdy nie miałem z tym problemu, zwłaszcza, że byli to dobrzy piłkarze, którzy pomogli nam wygrywać trofea – powiedział Keane.
– Jednak teraz zdaje sobie sprawę, że nie miałem wiele wspólnego z nowymi piłkarzami. Nie łapałem ich humoru, ich stylu bycia. Praktycznie nie rozmawialiśmy, nie widywaliśmy się poza boiskiem. Dla mnie jednak najważniejsze było, żeby po prostu pokazywali swoje umiejętności i dawali United trofea. To było dla mnie najważniejsze. Kiedy odchodziłem z klubu, było kilku piłkarzy, których zostawiłem w szatni bez żalu. Nie tęskniłem za nimi, nie wykazali żadnego zainteresowania w szatni. Częściej siedzieli w telefonach. Może jestem już starym zgredem, ale nie podobało mi się to.
– Nawet z Wayne’em czy Rio, praktycznie nie było pozaboiskowych tematów. Wszyscy byliśmy profesjonalistami, to byli genialni piłkarze i co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, ale jeśli chodzi o ich osobowości, to nie kupowałem tego. To nie byli „moi” ludzie. Nie było w ogóle mowy o wyjściu na kawę czy jakieś spotkanie towarzyskie. Bez szans – kończy Keane.
